Kronika 1999

To był pierwszy rok naszej przygody z kajakami…

Tego dnia zaczęliśmy spływ kajakowy po  rzece Drawie. Wszyscy  spotkali się w Czaplinku. Gdy  przyjechały nasze kajaki załadowane na przyczepę wszyscy zajęli się rozładunkiem. Dostaliśmy breloczki z podobizną człowieka w kajaku. Po godzinie wszystkie nasze kajaki były przygotowane do drogi, wtedy wypłynęliśmy na jezioro w kierunku Starego Drawska. W  tym  samym czasie trójka naszych samochodów pojechała do wyznaczonego  wcześniej punktu. Rozbiliśmy namioty i przygotowaliśmy wszystko na przypłynięcie pięciu naszych kajaków z rodziną. W kajakach płynęli: wujek Andrzej z Piły, Tadeusz, Piotrek, Michał, Adam, Artur, Alina, wujek Grzegorz, Aneta i jej siostra Justyna. Kiedy przypłynęli na miejsce wykąpali się i coś zjedli, na obiad był bigos naszej babci. Wtedy popłynęli na drugie jezioro, ci którzy jechali samochodami i rozkładali obozowisko. Te drugie jezioro było pierwszej klasy czystości. Przy brzegu było dużo różnych żaglówek. Był też pomost, z którego łapaliśmy ryby i raki. Wieczorem graliśmy  w: karty, badmintona, burczy muchy, siatkówkę i piłkę nożną. Na kolację zjedliśmy kanapki z konserwą, umyliśmy zęby i poszliśmy spać.
Poniedziałek – 26.07.1999 r. (Czaplinek)
Rano po obudzeniu zjedliśmy śniadanie składające się z kanapek i  herbaty. Później  poszliśmy łapać ryby. Dziś ryby brały i złapaliśmy trzydzieści sztuk. Wypatroszyliśmy ryby bardzo dokładnie, a na koniec usmażyliśmy je. Na obiad  zjedliśmy  krupnik, a na drugie danie usmażone ryby. Potem popłynęliśmy na wyspę  Bielawę. Były tam dwa kursy, bo wszyscy nie zmieściliby się na raz. Na wyspie zobaczyliśmy buk, który ma osiem metrów obwodu, a także weszliśmy na wieże widokową. Na wyspie Bielawie był też wykupiony teren. Gdy wypłynęliśmy na jezioro stwierdziliśmy, że są bardzo duże fale. Kiedy przepływaliśmy do naszej przystani Artura – Andrzej, wypadł z kajaka do wody. Na szczęście w tym miejscu było płytko i nic się nie stało tonącemu. Po pewnym czasie wszyscy poszli się kąpać w jeziorze. Wieczorem rodzice grali w karty, a wtedy dzieci poszły spać.
Wtorek – 27.07.1999 r. (Czaplinek – Rzepowo)
Tego dnia wszyscy rano zaczęli się pakować. Później odpłynęliśmy w kierunku wyspy Bielawy. Przed wyspą skręciliśmy w lewo do pobliskiej zatoki. Wpłynęliśmy w rzekę. U wejścia Drawy był biały, kwadratowy  znak. Gdy wpłynęliśmy tam musieliśmy omijać wiele przeszkód .Było tam jak w dżungli, było wiele drzew przewróconych i leżących nad, lub pod wodą.. Kiedy się zatrzymaliśmy rozprostowaliśmy nogi. Zauważyliśmy, że kajak, w którym płynie Piotrek i ciocia Barbara  ma z przodu dziurę. Wylaliśmy z niego wodę i popłynęliśmy dalej. Wujek Andrzej z Piły dał sygnał gwizdkiem że niedługo będziemy na miejscu – czyli w Rzepowie. Wpłynęliśmy na małe jeziorko, przez które musieliśmy przepłynąć i odszukać rzeki. Gdy znaleźliśmy tą  rzekę zostało nam pięć kilometrów, które dzieliły nas od obozu. Po przypłynięciu na miejsce okazało się, że obóz jeszcze nie jest przygotowany. Od razu wszyscy rzucili  się do samochodów po swoje plecaki i śpiwory. Zaczęło się wielkie rozkładanie namiotów – wszyscy mięli jakieś zajęcie. Później  każda osoba zjadła swoją część zupy, z dodatkiem kromki chleba. Po pewnym czasie wujek Andrzej i wujek Grzegorz poszli na ryby, a reszta osób skorzystała z kąpieli w rzece. Woda była bardzo zimna, ale dało się w niej kąpać. Nasi rybacy złapali cztery małe i chude ryby. Tato Artura pojechał do sklepu po kiełbasę. Wcześniej było nakupione dużo napojów do picia, więc wszyscy mogli zaspokoić pragnienie. Alina chodziła po łące, wtedy gdy schylała się by zerwać kwiatek użądliła ją osa. Wszyscy szukali sody, lub cebuli, żeby Alinę mniej bolała rana. Wieczorem wszyscy ze smakiem zajadali kanapki.
Środa – 28.07.1999 r. (Rzepowo – J. Krosino)
Wypłynęliśmy o jedenastej rano. Trasa była bardzo monotonna. Cały czas zdawało się nam, że płyniemy po tym samym zakręcie. Kiedy dopłynęliśmy do wsi Głęboczek zatrzymaliśmy kajaki przy pomoście. Przenieśliśmy rzeczy przez brzeg razem z wiosłami i kajakami, było tam około pięćdziesiąt metrów. Dlatego przenosiliśmy kajaki wraz z rzeczami, gdyż na drodze był wielki uskok wodny. Woda spadała na dwa metry w dół i rozbijała się o skały. W Złocieńcu przenosiliśmy kajaki po raz drugi. Kajak Piotrka był trochę dziurawy więc trzeba było z niego co dwie godziny wylewać wodę. Ten kajak nazwaliśmy Titanik. Do przystani dopłynęliśmy szczęśliwie i bez złych przygód. Wieczorem, po kolacji graliśmy w siatkówkę.
Czwartek – 29.07.1999 r. (Dalewo  – Drawsko Pom.)
Tego dnia wypłynęliśmy z mostu koło Dalewa w kierunku Drawska Pomorskiego. Później zatrzymaliśmy się na moście między Mielenkiem Drawskim, a Lubieszewem. Rozłożyliśmy w końcu namioty, napompowaliśmy materace zanieśliśmy swoje rzeczy do namiotów i rozwiesiliśmy mokre ubrania do wysuszenia. Zaczęliśmy się kąpać w rzece. Prąd był bardzo silny, bo gdy płynęło się pod prąd znosiło cię do tyłu. Tego dnia odesłaliśmy Artura do babci w Kaliszu Pomorskim, ponieważ źle się czuł.
Piątek – 30.07.1999 r. (Drawsko Pom. – Lubieszewo)
Zaczęliśmy  o dziesiątej rano. Na początku płynęliśmy trzy kilometry przez rzekę, a później osiem kilometrów przez jezioro. Dzisiaj wujek Andrzej z Bonina płynął pierwszy raz rzeką, więc nie szło mu za dobrze. Z początku było dużo gałęzi nad wodą, ale później było ich mniej. Kiedy wypłynęliśmy na jezioro Lubie zauważyliśmy, że przez pewien czas będziemy płynąć po mieliźnie. Można było tam wysiąść i postać w płytkiej wodzie. Przepłynęliśmy koło wyspy Rybaków, a później obok Karwic. Tam, kiedy Alina i Adam byli obok wyspy zaczął ich atakować łabędź. Ale szczęśliwie udało im się uciec. Po obiedzie wszyscy z naszej ekipy zażyli kąpieli. Wieczorem wszyscy grali w karty, a potem ustawiali warty do pilnowania kajaków.
Sobota – 31.07.1999 r. (Poligon)
Rano przyjechała ciocia Krysia. Miała w tym dniu płynąć razem z Tadzikiem, ale w rezultacie nie płynęła. Dzień wcześniej wujek Grzesiu i Andrzej z Piły sprawdzili, gdzie jest ujście Drawy z jeziora Lubie. Po wypłynięciu około 10.30. szybko trafiliśmy do Drawy. Początkowo płynęło się spokojnie, ale po godzinie zaczęły się bystrza. Wujek Grzesiu płynął jako pierwszy i co chwilę sygnalizował przeszkody. Było ich dużo. Najczęściej były to przewrócone drzewa leżące w poprzek rzeki. Trzeba było uważać i często wysiadać gdyż inaczej nie można było pokonać przeszkód. W czasie płynięcia spotykaliśmy dużo innych kajakowiczów. Po około 4 godzinach dopłynęliśmy do jeziora. Wiedzieliśmy, że jesteśmy prawie u celu. Jeszcze niecała godzina i przed 16.00 dopłynęliśmy do mostu betonowego na drodze Drawsko – Kalisz Pom. Tutaj było zakończenie. Czekali już na nas ciocia Krysia i Basia oraz wujek Andrzej z Bonina. Po zjedzeniu kiełbasek (i wypiciu piwa) pojechaliśmy wszyscy do babci w Kaliszu. Tam najedliśmy się placków. Po pożegnaniu się rozjechaliśmy się do domów.
Uczestnicy spływu:
1. Alina Kubat 9. Aneta Skurczak
2. Tomek Kubat 10. Barbara Skurczak
3. Artur Kubat 11. Grzegorz Skurczak
4. Joanna Kubat 12. Tadeusz Skurczak
5. Andrzej Kubat 13. Elżbieta Skurczak
6. Adam Kubat 14. Piotr Skurczak
7. Michał Skurczak 15. Andrzej Skurczak
8. Justyna Skurczak
Osoby, które odwiedziły nas na spływie:
1. Krystyna Skurczak
2. Halina Rotter
Kronikę napisał: Tomek Kubat
Korekta: Joanna Kubat
Bonin,  jesień 1999

Leave Your Comment