Kronika 2001

W tym roku było nas bardzo dużo (10 kajaków)

Prolog – 14.07.2001 r. (J. Pietrzykowskie)
Sobotnie popołudnie, gminne pole biwakowe nad jeziorem Dużym Pietrzykowskim. Tu zjawili się pierwsi uczestnicy spływu: Zbyszek z Dawidem oraz Mirek z Marcinem, potem kolejno dojechali Skurczaki: Michał, Grzegorz, Barbara, Aneta i Justyna, Robert Kulik z Adamem Kubatem i Anią oraz Zygmunt Kalisz z Anką. Pogoda dopisywała świeciło słońce, pierwsi odważni ruszyli do jeziora wykąpać się. Woda była z początku trochę chłodna, lecz po chwili pływania wszyscy zgodnie stwierdzili, że jest ciepła. Rozbicie namiotów nie trwało długo, a przy stole czekała już kolacja porcja bigosu. Robert przywiózł sporą ilość wędlin szykował się na kiełbaskę z ogniska. Młodzież rozpoczęła przygotowania do wieczornego ogniska. O zachodzie słońca ognisko już ładnie grzało i trzaskało czerwonymi iskrami a my w dobrych humorach rozpoczęliśmy biesiadę przy gitarze.
Niedziela – 15.07.2001 r. (J. Pietrzykowskie – Stara Brda)
Około godziny 8 podjechał bus z przyczepką, na której zobaczyliśmy nasze kajaki. Wszyscy obecni rzucili się do rozładunku, czuć było w powietrzu chęć wiosłowania. Po chwili zjawili się pozostali uczestnicy: Andrzej Kubat i Andrzej Skurczak z rodzinami. Obozowisko zniknęło w kilka minut i cała grupa stawiła się na gwizdek kierownika do zdjęcia. Andrzej przedstawił trasę tegorocznego spływu i odgwizdał jego rozpoczęcie. Trasa dzisiejszego dnia wiodła przez jezioro Pietrzykowskie o długości 4,5km. Ujście wąskie, porośnięte bagienną roślinnością prowadziło nas na wąską rzekę z licznymi płyciznami i zwalonymi drzewami. Po przepłynięciu 11 kilometrów dotarliśmy do Starej Brdy Pilskiej. Jaz na rzece i ośrodek hodowli pstrąga wraz z „przenoską” kajaków były znakami końca dzisiejszego etapu. Na miejscu czkały nas rozbite namioty i ciepły posiłek.
Popołudnie było pod znakiem nadchodzącej nawałnicy, lecz jakoś minęła nas bokiem i skończyło się na lekkich kroplach deszczu. W tym czasie wszyscy uczestnicy spływu zajęli się ulubionymi zajęciami: zbieranie grzybów, spacery, przygotowanie do wieczornego ogniska. Młodzież rozpoczęła rozgrywki w piłkę siatkową. Tego dnia opuścił nas Robert. Udał się do domu, ponieważ, w poniedziałek czekała na niego praca. Niestety nie dostał urlopu. Wieczorem silny wiatr jedynie postraszył nas, spadło parę kropel deszczu jednak palące ognisko tworzyło atmosferę spokoju.
Poniedziałek – 16.07.2001 r. (Stara Brda – Nowa Brda)
Poranek nieco mglisty, obozowisko budziło się leniwie ze snu. Pokropywał jeszcze nad ranem deszcz, lecz przejaśniło się na tyle, że po śniadaniu namioty zostały złożone. W pogodnych nastrojach wszyscy zapakowali się do kajaków. Po niecałych kilkudziesięciu metrach spotkaliśmy pierwsze zwalone drzewa i konieczna była „przenoska”. Stawka kajaków rozciągnęła się dosyć mocno i potworzyły się małe grupki. Często spotykane zwalone drzewa stanowiły niezbyt trudne przeszkody, lecz w połączeniu z wąskim nurtem i licznymi zakrętami wymagały pewnej wprawy w manewrowaniu. Zbocza leśne dochodzące do nurtu rzeki porośnięte były jagodziskami. Asia wylądowała na jednym z nich i nazbierała sporo jagód oraz kurek.
Odcinek ten dłużył się trochę a narastające zachmurzenie potęgowało nastrój niepokoju. Końcówka jednak minęła szybko i oczom ukazał się wysoki most kolejowy zarośnięty zielenią drzew. Tuż za mostem była mała piaszczysta plaża a rzeka w tym miejscu rozlewała się szerokim nurtem z niewielką głębokością wody. Obozowisko usytuowane na łączce przylegającej do plaży stwarzało wrażenie ustronnego zakątka.
Codzienne czynności biwakowe nie zajęły dużo czasu i cała brać rozpierzchła się po okolicznych lasach. Młodzież zorganizowała wypad do pobliskiej miejscowości poszukując wrażeń. Najmłodsze amazonki wraz z Adamem i Anią wybrały się na jagody, których na pobliskich zboczach nie brakowało a silna grupa wędkarzy w składzie Artur, Tomek, Tadzik, Dawid, Marcin i Grzegorz spenetrowała pobliskie jezioro Kumki Duże. Wyniki połowów były marne tylko kilka płotek i okoni.
Wieczór upłynął pod znakiem lamp naftowych. Przy jednym stole rozgrywano partię brydża, przy drugim śpiewano, a młodzież gdzieś w tych ciemnościach zniknęła. Nastrój psuły jedynie wszędobylskie meszki i gryzące muchy. Po sąsiedzku obozem rozbiła się grupa kajakarzy towarzysząca nam drugi dzień.
Wtorek – 17.07.2001 r. (Nowa Brda – Pakotulsko)
Ten etap miał doprowadzić nas do jeziora Szczytno. Pogoda była pod psem, lecz nastroje bojowe. Nad wodą unosiła się lekka mgiełka to woda oddawała resztki ciepła, było zimno i zanosiło się na deszcz. Szybkie zwinięcie obozu i przerzut obozowiska na plażę z kawałkiem molo obiecywał dawno oczekiwane atrakcje: miejsce do kąpieli i łowiska na ryby. Kajaki spuszczone na wodę szybko posuwały się wijącą się wstęgą coraz szerszej rzeki, mijana Żurawia Łąka stanowiła nie zagospodarowane kłębowisko gąszczy wiklin wierzb i innej niższej roślinności.
Po paru godzinach naszym oczom ukazał się most zwiastujący początek rezerwatu Przytoń, bardzo malowniczy odcinek rzeki stanowiący krótki przełom. Stare drzewa zagradzające koryto rzeki nie były przeszkodą nie do pokonania, lecz w połączeniu z silnym nurtem niektórym dostarczyły zimnej kąpieli. Pan Mirek, by nie zatopić kajaka po zaklinowaniu pod pniem, wodował.
Krótki odcinek bystrzy szybko się kończył i znowu przed nami rozpostarł się widok szerokiej rozlanej, między łąkami rzeki. Spokojną drogę zakłóciła wiadomość, że kajak Mirka przecieka. Za rozpadającym się starym mostem konieczny był postój na wylanie wody. Nie był to koniec kłopotów rozpadało się na dobre. Stawka kajaków rozciągnęła się. Silniejsze osady z wytrwałością parły naprzód w strugach deszczu. Rozległe podmokłe tereny rozciągały się z obu stron. Z ulgą witaliśmy las zwiastujący zbliżające się jezioro Szczytno, a ja pod nieprzemakalną peleryną poczułem spływające strużki wody. Przyrzeczna reklama stojąca w trzcinach zwiastowała cywilizację „sklep 600m”. Zaraz potem ukazało się jezioro z widocznym daleko na drugim brzegu obozowiskiem. Przy pomoście stał Andrzej Kubat po kolana w wodzie i przyjmował kolejne osady. Powietrze było tak zimne a woda w jeziorze tak ciepła, że Anka P. i Michał wskoczyli do wody i zażyli krótkiej kąpieli.
W namiotach było trochę cieplej, więc po wskoczeniu w suche ciuchy i wypiciu gorącego rosołu nastroje poprawiły się. Tego dnia padało do wieczora, więc rozpaliliśmy ognisko, które paliło się przez dwa dni. Wieczorne połowy ryb nie napawały optymizmem, lecz następnego dnia mogliśmy spróbować ponownie, mieliśmy pozostać tu cały następny dzień. Wieczorem oczywiście było muzykowanie przy ognisku, pierwszy raz była przepióreczka i inne popularne utwory a sąsiedzi towarzyszący nam od dłuższego już czasu włączali się z przyśpiewkami.
Środa – 18.07.2001 r. (Pakotulsko)
To był dzień odpoczynku. Poranek był deszczowy. Po śniadaniu, każdy zajął się ulubionymi czynnościami. Ja wyparowałem z Tadzikiem i Arturem na wędkowanie. Połowy udane, choć rybki niewielkie, lecz ilość robiła swoje. Zachmurzone niebo rozpogodziło się dopiero po południu. Oczywiście nastroje poprawiły się u wszystkich. Nie licząc drobnych wypadów kajakami po jeziorze nie było żadnych pilnych zajęć, więc odpoczynek był udany. Ognisko nie gasło ani na chwilę, duże ilości gałęzi po wyciętych w trzebieży brzozach pozwalały na komfort grzania się przy dużym ogniu i wysuszenia mokrych ubrań z dnia poprzedniego. Wieczorem oczywiście wszyscy zebrali się przy ognisku, były rozmowy i wspólne śpiewy.
Czwartek – 19.07.2001 r. (Pakotulsko – Przechlewo)
Trochę zaprawy jeziorami. Tego dnia płynęliśmy przez jezioro Szczytno całkiem spore jak na mijane podczas tegorocznego spływu (pow. 645.2ha długość 8.3 km szerokość 1.6km) wiatr nie był zbyt silny i wiał nam prosto w twarz. Nie było obaw o wywrócenie kajaka tylko trzeba było dosyć mocno wiosłować. Na wysokości Wyspy Zamkowej z ruinami grodu siedziby władców Pomorza a później kasztelani szczycieńskiej szlak skręcał ostro w lewą stronę na jezioro Szczycienko. Tego dnia słońce przyświecało mocno i widoki były naprawdę urokliwe. Po wejściu na mniejsze jeziora wiatr osłabł i można było swobodnie płynąć. Szereg jezior, jakie następowały po sobie miały charakter nie kończącej się nitki wodnej rozlewającej się szeroko a niekiedy przechodzącej w leniwie toczącą się rzekę. Po przepłynięciu rozlewisk wodnych wpłynęliśmy na Jezioro Końskie o długości 1.5km i szerokości 0.3km. Wysokie brzegi jeziora porośnięte były lasem a my płynąc w ścianie zieleni dotarliśmy do Przechlewa. Z daleka widać było pomosty, pole biwakowe i rozstawione namioty. Tu już zajrzała cywilizacja, więc obiad zjedliśmy w barze. Na obiad były pieczone szaszłyki, frytki, surówka, sok i piwo (było super). Młodzież grała w piłkę oraz kąpała się w jeziorze. Ja jak zwykle poszedłem sprawdzić jak biorą ryby. Wyniki były, co najmniej dobre płotki nie za duże, lecz za to w odpowiednich ilościach. Cywilizacja oznaczała również natryski z ciepłą wodą. Tego dnia odwiedzili nas Halina i Marian Rotter oraz Wiśka i Hubert Piątkowscy. Odbyły się krótkie wypady kajakami po jeziorze a nasi goście oczywiście wzięli w nich udział. Dołączyła do spływu także Ela, która po wojażach w Chorwacji wykazywała ogromną chęć wiosłowania. Na tym polu biwakowym obowiązywała cisza nocna, więc wieczór był cichy. Starsi rozegrali partię brydża a młodzież zakamuflowała się w namiotach.
Piątek – 20.07.2001 r. (Przechlewo – Sąpolno)
Poranek był słoneczny a śniadanie smakowało wyśmienicie. Przerzut samochodów nie trwał długo i cała grupa szybko umieściła się w kajakach. Rozpoczęliśmy spływ, krótki odcinek rzeki minęliśmy dwa mosty potem rozlewiska i niewielkie jezioro i tak już było prawie przez cały dzień. Wolno płynąca rzeka leniwie rozciągała się pomiędzy mokradłami czasami odzywały się jakieś ptaki albo przelatywały nad nami czaple. W pewnych momentach towarzyszyły nam rodziny łabędzi. Odcinek nie za długi i w sumie wszyscy dopłynęli z uczuciem niezbyt wielkiego zmęczenia w rezultacie po zjedzeniu zupy, porcji bananów wszyscy mieli ochotę na spacery i wypady w najbliższe okolice. Młodzież wędkowała a stada uklei zerujące w pobliżu mostu zapewniły dobre połowy. Po południu do naszej grupy dołączył Robert.
Amazonki nazbierały trochę grzybów w pobliskim lesie, lecz część z nich była robaczywa. Nieopodal leżące jezioro Sosnowe było miejscem wypadów. Zygmunt, Michał i Ania wieczorem wykąpali się w tym jeziorze. W tym czasie reszta uczestników usiłowała rozpalić ognisko. Przylegający prywatny las był tak wysprzątany, że nie można było znaleźć żadnych uschniętych gałęzi. Sprawę rozwiązała sterta desek leżąca obok stołu. Wieczorne ognisko, ostatnie podczas tego spływu zakończyło się w miłej atmosferze późno w nocy.
Sobota – 21.07.2001 r. (Sąpolno – Małe Swornegacie)
Dzień przywitał nas chmurami. Obozowisko zniknęło w krótkim czasie. Dobranie załóg trwało chwilę, tego dnia płynął z nami Robert a młode amazonki (Anetka Justynka i Alinka) jechały samochodami. Do ostatniej chwili ważyły się losy długości etapu Swornegacie czy Małe Swornegacie. Ostatecznie „przeszła” ta druga opcja z mniejszym dystansem. Rzeka tego dnia była dosyć szeroka i raczej z wolnym nurtem. Po przepłynięciu kilku kilometrów dotarliśmy do Zaborskiego Parku Krajobrazowego. Tu przywitały nas wysokie sosnowe lasy a rzeka meandrowała dosyć mocno ukazując urokliwe krajobrazy. Humor dopisywał, ponieważ chmury rozwiał wiatr i słońce zaczęło przygrzewać. Prowadząca para, Tadzik z Arturem śpiewała przeboje z dnia poprzedniego i nadawała przyjemne tempo.
Wejście na Jezioro Charzykowskie zarośnięte grążelami i osłonięte od wiatru pozwoliło na uformowanie naszej drużyny. Po krótkim gwizdku wypłynęliśmy na otwarte wody jeziora. Uderzenie wiatru było dosyć mocne i po wskazaniu kierunku rozbiliśmy się na małe grupki. Część ruszyła pod wiatr by złagodzić skutki fali, ale większa grupa płynęła w linii prostej w kierunku cypla z paroma sosnami widocznego w oddali. Jak się później okazało ten prawdziwy cypel, na którym czekały nasze samochody był trochę dalej?
Na pożegnanie, w krótkich słowach Andrzej – kierownik spływu podziękował wszystkim za wspaniałą przygodę To był ostatni etap tegorocznego spływu, pożegnania uściski i nadzieja na rok następny.
Uczestnicy spływu:
1 Andrzej Kubat 13 Michał Skurczak
2 Joanna Kubat 14 Grzegorz Skurczak
3 Artur Kubat 15 Barbara Skurczak
4 Tomek Kubat 16 Aneta Skurczak
5 Alina Kubat 17 Justyna Skurczak
6 Adam Kubat 18 Zygmunt Kalisz
7 Anna Strumińska 19 Anna Paszczela
8 Andrzej Skurczak 20 Zbyszek Borciuch
9 Krystyna Skurczak 21 Dawid Borciuch
10 Piotr Skurczak 22 Mirek Nowicki
11 Ela Skurczak 23 Marcin Nowicki
12 Tadeusz Skurczak 24 Robert Kulik
Osoby, które odwiedziły nas na biwakach:
1. Marian Rotter
2. Halina Rotter
3. Wiśka (Jadwiga) Piątkowska
4. Hubert Piątkowski
Kronikę napisał: Grzegorz Skurczak
Korekta: Robert Kulik
Mikołów, sierpień – październik 2001 r.

Leave Your Comment